środa, 19 września 2012

Dubrownik


Dubrownik jest zdecydowanie jednym z ciekawszych miast, które odwiedziliśmy. Bardzo zniszczony w czasie wojny, teraz zachwyca turystów. Różne odcienie czerwonych dachówek uzmysławiają, jak bardzo miasto ucierpiało podczas walk. (Po wojnie ponoć dachówki musiały być sprowadzane z Francji, bo fabryka miejscowa została zniszczona. Nie udało się jednak idealnie dopasować koloru i teraz wyraźnie widać jak wiele dachów musiano wyremontować.)



Znów zachwyciły nas marmurowe chodniki i wąskie uliczki, ogródki wciśnięte w maleńkie kąty..., ale najciekawszy okazał się spacer po murach obronnych. Wspięliśmy się na nie pod wieczór, dzięki czemu mogliśmy z nich podziwiać Dubrownik w zachodzącym słońcu. Spacerowaliśmy ponad półtorej godziny, obchodząc dookoła całe stare miasto, podziwiając widoki, które co jakiś czas przyprawiały nas o zawrót głowy.



Wspominając to miasto warto pamiętać o klasztorze Franciszkanów z uznawaną za najstarszą w Europie funkcjonującą apteką. Zwiedzając klasztor i część muzealną dzieci z zafascynowaniem podziwiały relikwie świętych (nie ma to jak zainteresowanie częściami ciała zatopionymi w ozdobnych pojemniczkach). Z równie wielką uwagą oglądaliśmy stare apteczne przyrządy i próbowały rozszyfrowywać przepisy na dawne mikstury.



Włócząc się między starymi murami natknęliśmy się na bramę prowadzącą, jakby na zewnątrz miasta w morze. Okazało się, że na skałach zorganizowano bar z zimnymi napojami. Zmęczeni upałem zajęliśmy miejsca przy jednym ze stoliczków, nieświadomi atrakcji, które zaraz miały nas spotkać. Nagle staliśmy się świadkami próby sił młodych chłopaków, skaczących ze skał do wody. Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że skakali z około 25 m.


 






piątek, 14 września 2012

Szybenik, Split, Trogir


Wreszcie dotarliśmy nad morze. Pewnie dla niektórych zdjęcia zachodów słońca są kiczowate i oklepane, ale jakoś nie mogliśmy się powstrzymać. Kolejną noc mieliśmy spędzić w starej kamienicy, która w rodzinie obecnych właścicieli jest od 300 lat! Sympatyczny pan poprosił nas byśmy tylko nie wychodzili na balkon, bo nie jest pewny jego stanu. Dom nas oczarował, wąskie schody, kamienne ściany, piec kaflowy, no i sznury do wywieszania prania pod oknami. Od razu wraz z dziećmi wywiesiliśmy na nich nasze ręczniki i poczuliśmy się jak prawdziwi mieszkańcy Szybenika.



Bardzo podobał nam się Szybenik z tymi jasnymi, kamiennymi starymi zabudowaniami, wyślizganymi lśniącymi w słońcu chodnikami i ogródeczkami na malutkich skrawkach ziemi.

  

Kolejnym punktem naszej wycieczki miało być szczególne miasto, bowiem zbudowane wewnątrz pałacu rzymskiego cesarza Djoklecjana - Split. Niestety rozczarowało nas, może przez panujący tam bałagan, natłok ludzi, brud... Tylko dzieci poczuły nutkę historii widząc spacerujących Rzymian (chyba kręcono jakąś reklamówkę).


Z kolei Trogir, niewielkie miasteczko, niemal przyklejone do Splitu okazał się bardzo sympatycznym miejscem. Szeroki bulwar z kołyszącymi się na wietrze masztami i palmami, znów wyślizgane, błyszczące marmurowe płyty chodnikowe, urokliwe kawiarenki... Dzieci zachwyciły mini katarynki i przy każdym sklepiku zatrzymywały się, by wzajemnie odpytywać się z wygrywanych utworów. Przeszła mi myśl, że gdybyśmy kupili wszystkie katarynki to pewnie przez kilka dni mielibyśmy dzieci z głowy, ale po pierwsze, przecież człowiek nie jedzie z dziećmi na wakacje po to, by je mieć z głowy, a po drugi moglibyśmy już na całe życie znienawidzić "Odę do radości", albo "Dla Elizy"...


wtorek, 4 września 2012

Chorwacja - Wodospady Krka


Z trudem pożegnaliśmy się z Jeziorami Plitwickimi i ruszyliśmy w kierunku morza. Po drodze czekała na nas kolejna przygoda - Wodospady Krka. Wiedzieliśmy, że widoki jezior trudno będzie "przebić", ale tu przy największym wodospadzie mogliśmy się wykąpać. Była to nielada atrakcja i tylko tłum ludzi ją odrobinę psuł.  


Miliony litrów wody przelewające się przez tę zieloną krainę znów przeniosło nas do innego świata.


 Przyglądaliśmy się z niedowierzaniem tym cudom przyrody.