piątek, 29 czerwca 2012

Łosoś z makaronem i szpinakiem


Niesamowite jest to proste danie. Nie dość, że jest super smaczne, przygotowuje się je bardzo szybko, jest zdrowe, to jeszcze dzieci zajadają się szpinakiem. Świetnie smakuje o każdej porze roku, a szczególnie teraz gdy świeże liście szpinaku kuszą na targowych straganach.

Do przygotowania łososia z makaronem i szpinakiem potrzebujemy (dla 4 osób):
- ok. 700 g łososia (filet)
- "worek" szpinaku
- 2 cebule
- 3 ząbki czosnku
- opakowanie makaronu - grube wstążki - tagliatelle lub pappardelle 
- sól, pieprz
- odrobina tartego sera

Cebule kroimy w drobną kosteczkę i podsmażamy, dodajemy wyciśnięte ząbki czosnku. Szpinak dokładnie płuczemy, obrywamy ogonki i wrzucamy na patelnie do podduszonej cebuli z czosnkiem. Doprawiamy solą i pieprzem, przykrywamy i dusimy kilka minut. W międzyczasie przyprawionego solą łososia podsmażamy na patelni grillowej, a makaron gotujemy al dente. Na talerzu układamy makaron, na to szpinak, a na samym wierzchu łososia.Gotowe danie posypujemy utartym serem


Smacznego!

środa, 27 czerwca 2012

Król Maciuś Pierwszy

Pierwsza myśl, która pojawia się w  mojej głowie, gdy słyszę tytuł „Król Maciuś Pierwszy” to smutek. Książka trudna, poruszająca tematy, których wolelibyśmy unikać. Na kolejnych stronach powieści zamiast przyjaznego świata  pojawia się wojna, przemoc, śmierć, zdrada i samotność. Zamiast łatwych  wyborów, decyzje przytłaczające nawet najmądrzejszych dorosłych. A zamiast miłości i dobroci – polityka i manipulacja. To nie treści, które lubimy przekazywać naszym pociechom, ale niestety świata nie da się oglądać tylko przez różowe okulary. Prędzej czy później dzieci zetkną się z ciemną stroną życia i może lepiej, by stało się to w objęciach mamy czy taty, czytając książkę, którą zawsze można zamknąć i odłożyć na półkę. A jednocześnie może podczas zaznajamiania się z lekturą uda się odnaleźć receptę na radzenie sobie w trudnych chwilach. Razem z Królem Maciusiem możemy zmierzyć się z ciężkimi problemami.




Już od pierwszych stron Janusz Korczak nie oszczędza młodego czytelnika. Maciuś zostaje sierotą w koronie i choć dla niejednych bycie królem wydaje się wymarzonym zajęciem, szybko okazuje się, że mało w nim przyjemności a mnóstwo obowiązków. Król żyje w złotej klatce i samotnie patrzy przez kratę królewskiego ogrodu na wesołe zabawy służby pałacowej. Niestety niedane będą mu dziecięce igraszki. Młodziutki król zmuszony zostanie prowadzić trudną wojnę z sąsiadami. Po wygranej zmierzy się z reformami państwa, które w konsekwencji doprowadzą do kolejnego konfliktu. Niestety dobro nie będzie miało spektakularnej wygranej. Maciuś zostanie podstępnie pokonany. 

Nie ma sensu streszczać książki, której treść przez prawie sto lat wszyscy lepiej lub gorzej zdążyli poznać. Warto jednak zwrócić uwagę na najnowsze wydanie (wydawnictwo W.A. B.) tejże pozycji w nowej szacie graficznej. Marianna Oklejak, ilustratorka powieści, łagodzi smutek płynący ze zdań pisanych piórem Korczaka. Ciepłe kolory, rumiane policzki Maciusia, bajkowe wieżyczki ułatwiają dzieciom oswoić trudne treści. Należy tutaj zaznaczyć, iż Marianna Oklejak otrzymała wyróżnienie graficzne w konkursie Książka Roku 2011 Polskiej Sekcji IBBY.

Choć wydawnictwo poleca tę pozycję dzieciom już od 7 lat, myślę że nie powinno się z tą lekturą zostawiać pierwszoklasistów samych. Czytając ją razem z dzieckiem będziemy mieć pretekst do rozmowy na różne tematy, jednocześnie pomagając zrozumieć trudne problemy. A i dla nas rodziców będzie to ciekawa lekcja. Sądzę, że niejedną radę wyczytamy pomiędzy wierszami i nie zapominajmy, że rad tych udziela sam Janusz Korczak.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Ogórki małosolne


Jakiś czas temu zobaczyłam w TK Makxx tę cudną kamionkę i zapragnęłam jej... Niestety nie bardzo mogłam sobie wyobrazić do czego mogłaby mi służyć. Aż tu wpadł mi do głowy pomysł, że czas zmierzyć się z kwaszeniem ogórków. No i jak najszybciej udałam się do sklepu, by nabyć kamionkę. Na miejscu okazało się, że została ostatnia sztuka, także nie zastanawiałam się ani chwili dłużej i kupiłam upragniony przedmiot. Wracając ze sklepu, wstąpiłam na targ po zielone ogórki gruntowe, korzeń chrzanu, koper i czosnek. A wieczorem, razem z córeczką, zabrałyśmy się za kwaszenie. Na efekty musimy chwilkę poczekać.


Aby przygotować ogórki małosolne potrzebujemy:

3/4 kg ogórków
koperek
kawałek korzenia chrzanu
4 ząbki czosnku
woda przegotowana (zimna)
2 łyżki soli




Pani na targu doradziła mi, żeby przed kwaszeniem ogórków, zalać je zimną wodą i zostawić na godzinę. Tak też uczyniłyśmy, a potem dokładnie szczoteczką wyszorowałyśmy ogórki i włożyłyśmy je do kamionki przekładając gałązkami koperku i obranymi ząbkami czosnku oraz kawałkami chrzanu. Całość zalałyśmy wodą wymieszaną z solą, tak aby ogórki były całkowicie nią przykryte. Naczynie szczelnie przykryłyśmy i czekamy.


piątek, 22 czerwca 2012

Nasza Harcerka


Jakiś czas temu nasza Córeczka postanowiła zostać harcerką. A jak nasza Córeczka coś postanowi, to tak musi być. I dobrze, dziewczyna wie do czego dąży i ciągle uczy mamę, że to jej życie i jej decyzje. Zresztą akurat jeśli chodzi o harcerstwo to zaimponował mi ten pomysł. Ciężko mi się patrzy na dzieci, które nie wystawiają nosa zza komputera, a jadąc na wakacje pytają, ile gwiazdek będzie miał hotel.

Ania zapisała się do harcerstwa, co tydzień zawożę ją na zbiórkę (w sumie powinnam powiedzieć, że zapisałyśmy się obie do harcerstwa, tylko, że ja nie mam munduru i nie mogę wchodzić do harcówki, ale na zbiórki co tydzień jeżdżę). Kupiłyśmy mundur – to był chyba nasz pierwszy wypad do sklepu, gdzie nasze gusta nie musiały toczyć bardziej lub mniej kulturalnej wojny. Zgodnie z wytycznymi druhny nabyłyśmy wszystkie akcesoria i nie dyskutowałyśmy czy krój odpowiedni, czy kolor dobry i czy materiał miękki (Anusię potrafią „gryźć” najdelikatniejsze skarpetki). A teraz przygotowujemy się do 3-tygoniowego obozu w lesie, bez prądu, z wodą w jeziorze, pod namiotami…

Nasza mała (jedenastoletnia) Córunia pojedzie sama (z drużyną) pociągiem, a potem z plecakiem wypakowanym po brzegi będzie szła 4 kilometry, by rozbić namiot, „zbudować” sobie pryczę i dobrze się bawić. By ulżyć w wakacyjnych trudach naszej pociechy kupiliśmy superlekki plecak z odpowiednim podparciem biodrowym, oddychającymi plecami i nie wiadomo czym jeszcze. Mam nadzieję, że zdążymy instrukcję obsługi plecaka przeczytać i ją zrozumieć przed wyjazdem dzieciątka (mamy już niecały miesiąc!). Trochę czasu nam zajął wybór cieplutkiego śpiwora. Pan sprzedawca w sklepie chyba wyczuł, że nasza Córka wybiera się na walkę z polarnymi mrozami i będzie się wspinać co najmniej na Mont Blanc. I dzięki temu mamy ultra lekki i mega cieplutki (jeśli okaże się, że lipcowe lasy są gorące to można go oczywiście rozpiąć), w dodatku zielony (na dziś ulubiony kolor Anusi) śpiworek. A śpiworek ma jeszcze specjalną uprzęż, więc na pewno nie będzie brykał przytwierdzony bezpiecznie do plecaka. Nie próbowałam powstrzymać męża, kiedy wybierał dmuchaną, mięciutką poduszeczkę dla swojego skarba, wolałam się skupić na wzornictwie menażek, kubeczków, niezbędnika… 



Na większą próbę moja cierpliwość została wystawiona podczas wyboru latarki – czołówki. Mąż bowiem zamienił się na chwilę w kilkuletniego chłopca szykującego się na nadejście wiecznej nocy i z miną zadumaną badał tajniki latarek. Postanowiłam w między czasie poszukać innych niezbędnych akcesoriów potrzebnych podczas spotkania z naturą. Po pół godzinie wróciłam do regału z latarkami, ale decyzja nadal nie była podjęta. Przecież Lubuskie lasy są znane z nocy polarnych. W końcu dokonaliśmy kolejnego trudnego wyboru. Przymierzyliśmy córeczce, czy dobrze trzyma się na głowie i patrzyliśmy z dumą, jak przegląda się w lusterku nasz mały górnik.

Wreszcie udało nam się opuścić sklep, kiedy po raz trzeci cierpliwa pani poinformowała przez magafon, że na dziś koniec zakupów. Zapakowaliśmy się do samochodu i zaczęliśmy rozmawiać o nadchodzących wakacjach. Nagle Ania zapytała, czy pociąg, którym będą jechać na obóz to taki z łóżkami. Kiedy się dowiedziała, że nie mina jej trochę zrzedła, ale szybko się rozweseliła stwierdzając: „a czyli to będzie taki osobowy, jak w Harrym Potterze, ciekawe jaki będzie ten magiczny wózko - sklepik ze słodyczami”.

Nasza córeczka raczej nie zmarznie na obozie, kręgosłupa sobie nie nadwyręży niosąc ciężki plecak, egipskie ciemności nie powinny być dla niej przeszkodą, tylko nie wiem czy PKP sprosta jej oczekiwaniom.


środa, 20 czerwca 2012

Zwykły poranek


Mamy dwoje dzieci. Wychowują się w tym samym domu, wśród tych samych zasad, obowiązków, otoczone tą samą porcją (w każdym razie bardzo się staramy) miłości. A jednak jest to dwójka tak odmiennych ludzi, charakterów. Rozumiem, ze mają zróżnicowane zainteresowania, inaczej postrzegają świat. Czasem jednak, próbując stanąć obok, widzę jakby byli wychowywani w dwóch różnych domach, przez zupełnie innych rodziców. I wówczas stawiam sobie pytanie, czy to wychowywanie w ogóle ma jakiś sens? Wiem czasem lepiej pewnych pytań nie zadawać.

Ranek. Budzik wyrywa nas z błogiego stanu, rozum nakazuje nie odwlekać egzekucji i jak najszybciej wysunąć się z ciepłego kokonu nocy. Toczę wewnętrzną walkę przed zimnem poranka. I wówczas słyszę, tupot stópek małego robaczka. Staje w drzwiach sypialni szczęśliwy chłopiec. Jego uśmiech na ustach mówi mi, że na świecie nie jest tak źle, że wystarczy przełamać opór, wyskoczyć spod kołdry i będzie super. Na moment przytula się do mnie, by już biec szorować ząbki, ubierać ciuszki, niemal w locie połykać śniadanie, do plecaka włożyć picie, kanapkę, owoc i oczywiście coś słodkiego, jeszcze buty, bluza szkolna i gotowy żołnierz stoi przed drzwiami, a z jego ust wydobywa się okrzyk pierwszy. Tylko z kim on się ścigał?

Obok w pokoju nie mieszka przecież drugi zawodnik. Tam zaszyła się księżniczka. Ona pierwsza nie wybiega, ona czeka aż przyjdą ją budzić. Ona nie zrywa się z łóżka tylko zapada się w nie coraz głębiej. Tulona i oblepiana porannymi pocałunkami coraz mocniej zaciąga kołdrę na głowę, jakby ta puchowa pierzynka miała ją zasłonić przed światem. Tam nikogo nie ma, zostawcie laleczkę w spokoju, pozwólcie jej jeszcze chwilkę pobyć w krainie marzeń. Zaspane oczka razi światło słońca, uszy bolą od porannych dźwięków, nóżki nie dają sobie rady z krokami, a rączki nie chcą trzymać szczotki do zębów. Odkręcenie pasty jest wysiłkiem niebywałym, a to dopiero początek zmagań z dniem.

Przez pierwsze minuty podchodzę do Ani ostrożnie, starając się pomóc jej w przezwyciężaniu trudów poranka. Jednak im bliżej do godziny zero i wyjazdu do szkoły tym szybciej można zobaczyć jak moja cierpliwość zamienia się w rozdrażnienie. Kiedy uda mi się wyciągnąć śpiocha z łóżka i widzę, że kieruje się w stronę łazienki zostawiam ją i schodzę do kuchni, szykować śniadanie. Co jakiś wołam kontrolnie Aniu! Jak trener na swych zawodników nadając im tempo. Gdy nie słyszę żadnych ruchów na górze, wbiegam na pięterko i staram się nie eksplodować, widząc Anię malującą kwiatki na zaparowanym lustrze w łazience. Wiem, że to dopiero początek, za chwilę zaczną się dyskusje odnośnie rzeczy, które dzień wcześniej Ania sobie przygotowuje. Ale przecież jak można przewidzieć wieczorem, w co człowiek rano będzie się chciał ubrać. Potem fryzura: kitki, warkoczyki, rozpuszczone… Zejście na śniadanie. Czuję się jak kat, który nie pozwala układać abstrakcyjnych wzorków z chrupek, który zabija dziecięcą wyobraźnię. Chłopaki siedzą już w samochodzie i grzeją silniki, a przed Anią jeszcze wybór butów, bluza… Zazwyczaj kiedy już już wydaje mi się, że zamknę za nimi drzwi i zostawię kolejny poranek za sobą Ani przypomina się, że czegoś zapomniała i musi biec na górę.

Ale wreszcie udaje się. Towarzystwo w samochodzie pędzi na spotkanie ze światem. A ja przygotowuje sobie kawę, słucham tykającego zegara, popijam pierwszy łyk i witam się z dniem.


wtorek, 19 czerwca 2012

Owsiane ciasteczka


Kiedyś moja córeczka mówiła nie owsiane a owsianowe ciasteczka i chyba ta druga nazwa zawiera w sobie tę odrobinę magi, którą również niewątpliwie posiadają takie wypieki. Nic nie pocieszy tak, jak mleko z miodem i owsianowe ciasteczka, koniecznie z wierzchu twardawe w środku delikatnie ciągnące. Mogą byś czyste, bez żadnych dodatków, a mogą być pieczone z żurawiną, czekoladą, orzechami... Świetnie nadają się, na lekkie drugie śniadanie czy podwieczorek. Można je upiec i przechowywać w szczelnym pojemniku (choć nie jest to proste, jeśli w domu mieszkają ciasteczkowe potwory).

Aby upiec ciasteczka potrzebujemy:

- kostkę masła (200 g)
- niecały kubek cukru brązowego
- jajko
- kubek mąki pszennej
- niecałą łyżeczkę proszku do pieczenia
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej 
- łyżeczkę ekstraktu waniliowego
- 2 i 1/2 kubka płatków owsianych (zwykłych lub górskich)

Masło utrzeć wraz z cukrem, dodać jajko. Mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia i sodą dodać do utartych jajek. Wlać ekstrakt waniliowy oraz wsypać płatki owsiane. Wszystko dokładnie wymieszać (najlepiej za pomocą miksera).




Z tak przygotowanego ciasta formować kulki (o średnicy 2-3 cm) i spłaszczać je, po czym układać na blasze wyłożonej papierem. Jeśli chcemy, by nasze ciasteczka miały jakieś dodatki (żurawinę, czekoladę, orzechy...) delikatnie wcisnąć je w już uformowane ciasteczka. Piec w termoobiegu niecałe 20 min. w temperaturze 175 st. C., aż zrobią się złociste. Wyciągnąć z pieca, odczekać kilka minut po czym przełożyć na kratkę i ostudzić. Domowników na degustację nie będzie trzeba wołać, bo zapach rozchodzący się po domu przywoła ich sam.

Smacznego!

niedziela, 10 czerwca 2012

Lekki torcik z truskawkami

Zwykłe ciasto na niezwykłe popołudnie. Lekki biszkopt z bitą śmietaną i truskawkami świetnie nadaje się na niedzielny podwieczorek. Nie tylko pysznie smakuje, ale również cieszy oko kontrastowymi kolorami: bieli, czerwienie i zieleni. Biszkopt wyrósł mi bardzo wysoki, także podzieliłam go na dwie części (jutro wykorzystam drugą). Zamiast kremówki 36 procentowej ubiłam śmietankę 30 procentową (zawsze ciut mniej kalorii).

Biszkopt

6 jajek
1,5 szklanki cukru
3/4 szklanki mąki pszennej
3/4 szklanki mąki ziemniaczanej
1 mały proszek do pieczenia (15 g)

Rozdzielić żółtka od białek. Żółtka utrzeć ze szklanką cukru, białka ubić na sztywną pianę z resztą cukru. Połączyć białka z żółtkami, delikatnie mieszając. Dodać dwa rodzaje przesianej mąki i proszek do pieczenia. Wszytko delikatnie wymieszać. Ciasto wylać na dużą tortownicę (wyłożyć papierem tylko dno tortownicy, boki pozostawić czyste). Piec 10 minut w temperaturze 150 stopni, po czym zwiększyć temperaturę do 175 stopni i piec jeszcze około 30 minut. Po upieczeniu wyciągnąć biszkopt od razu z pieca i obkroić dookoła ostrym nożem. Pozostawić do ostygnięcia.

Do reszty torciku potrzeba

0,5 l kremówki 30 %
2 płaskie łyżki cukru pudru
2 śmietanfixy
pół cytryny
1 kg truskawek
kilka listków mięty lub melisy

Ubić kremówkę z cukrem pudrem i śmietanfixami. Skropić biszkopt wodą wymieszaną z cytryną (można skropić go amaretto). Na wierzch nałożyć śmietanę i truskawki, udekorować liśćmi mięty lub melisy.

Jeśli dacie radę schowajcie ciasto na kilka godzin do lodówki. A potem rozkoszujcie się smakiem :-)

piątek, 8 czerwca 2012

Marzenia i tajemnice


Skończyłam dziś czytać książkę Danuty Wałęsy "Marzenia i tajemnice". Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tą powieścią. Jednak człowiek ciągle kieruje się stereotypami. Zresztą pierwsze strony niemal mnie w nich utwierdziły. Nie bardzo podobał mi się forma niby luźnej opowieść, wtrącenia, język, styl...

Ale po chwili nie przeszkadzało mi nic. Wspomnienia snute przez panią Danutę wciągnęły mnie. Okazało się, że kobieta, której do tej pory niemal nie zauważałam, stała się dla mnie symbolem. I to nie tylko matki, żony, organizatorki życia rodzinnego, ale również symbolem prawdziwej patriotki. Zafascynowała mnie siła tej kobiety. Wydaje się, jakby nic nie mogło jej złamać. Nie narzeka, nie marudzi, nie chce stać się bohaterką. Po prostu przyjmuje życie bez zbędnych pytań. Gdy trzeba komuś pomóc natychmiast podwija rękawy i nawet w eleganckiej sukni wyciera zalaną podłogę. Zostaje pierwszą damą (choć nikt jej nie zapytał czy tego chce), ale sama nie lubi nawet tego określenia. Ona nie chce być w świetle jupiterów. Chce dobrze i godnie wypełniać swoje obowiązki, a nie być podziwiana i chwalona.

Książka także jest ciekawą lekcją historii, znacznie ciekawszą niż ta podręcznikowa. Pokazuje tak trudne lata i życie niezwykłych ludzi, starających się żyć normalnie.  Teraz dużo bardziej emocjonalnie będę kojarzyła daty grudzień "70 czy sierpień '80. Suche fakty historyczne nabrały zupełnie nowych barw. A i postacie ze sfery polityki także zyskały nowy wymiar.

Wspomnienia dotyczące odbioru nagrody Nobla są tak nierealne, że aż trudno w nie uwierzyć. Nagle "kura domowe" (nie cierpię tego określenia) dowiaduje się, że ma do wykonania tak trudne zadanie. Musi wyjechać za żelazną kurtynę i godnie reprezentować męża, ale nie tylko. Pani Danuta chce także godnie reprezentować polskie kobiety. W sklepach nie ma nawet białej bluzki, a kurtkę pożycza chyba od swojej fryzjerki. Bez stylistów, sztabu fryzjerek i makijarzystów występuje przed taką publicznością i... robi niesamowite wrażenie...

Zanim książka "Marzenia i tajemnice" wpadła w moje ręce czytałam i słuchałam różnych recenzji na jej temat. Wiele osób zarzucało, że pani Danuta "pierze" brudy rodzinne. Pytało, jak można napisać, że siedzenie obok męża w kościele przysparza jej cierpienia, a z Wałęsą rozmawia tylko przez skypa. Ale to zdania wyrwane z kontekstu i absolutnie dla mnie nie pokazują klimatu powieści.  Odebrałam opowieść pani Danuty jako słowa kochającej żony, która kocha miłością dojrzałą. Zna wady swojego partnera i próbuje się z nimi uporać.

Gorąco polecam!

wtorek, 5 czerwca 2012

Szparagi w cieście francuskim





Wprawdzie pogoda za oknem nie zachęca do przygotowywania wiosennych smakołyków postanowiłam nie patrząc na chmury i deszcz przygotować lekką przekąskę. Wykorzystałam do niej szparagi, które zawinięte w plasterek szynki i ciasto francuskie zamieniają się w elegancką przystawkę a podane z sałatką z pomidorów i ogórków małosolnych mogą spokojnie zastąpić wieczorny posiłek.


Składniki:
2 pęczki szparagów
opakowanie ciasta francuskiego
15 cienkich plasterków chudej szynki
jajko
sól, cukier

Szparagi dokładnie obrać i opłukać, zalać wrzątkiem, posolić, dodać odrobinę cukru i gotować 5 minut. W międzyczasie ciasto francuskie pokroić na paski o szerokości 2 centymetrów.


Po dwa szparagi owijać plasterkiem szynki i paskiem ciasta francuskiego, które następnie posmarować roztrzepanym jajkiem. Układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i piec w temperaturze 200 st. C ok. 20 minut.

Taka przekąska może nie poprawi pogody za oknem, ale z pewnością poprawi pogodę ducha. Smacznego!

piątek, 1 czerwca 2012

Brownie z lodami


Dziś Dzień Dziecka, a nic nie kojarzy się tak dobrze ze smakiem dzieciństwa jak czekolada i lody. Połączenie tych dwóch smaków to już czysta poezja! Dla moich Aniołków przygotowałam brownie z przepisu Nigelli Lawson. To ciasto wybitnie czekoladowe, ciężkie, kleiste, mokre i po prostu pyszne.

Składniki:
225 g gorzkiej czekolady (min. 70 % kakao)
225 g masła
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
200 g cukru
3 jajka
150 g migdałów
100 g orzechów włoskich



W garnku rozpuszczamy czekoladę wraz z masłem dodajemy cukier oraz wanilię i odstawiamy mieszaninę do ostygnięcia. W międzyczasie mielimy migdały, kroimy orzechy, rozbijamy jajka i roztrzepujemy widelcem.





Wszystkie składniki łączymy i wylewamy ciasto do kwadratowej blachy o bokach 24 cm, wyłożonej folią aluminiową. Ciasto pieczemy około 30 min, w temperaturze 175 st. C. Wyciągamy z pieca chociaż z wierzchu nadal będzie delikatnie wilgotne. Studzimy.

Polecam ostudzone ciasto podawać z lodami waniliowymi i gorącą polewą czekoladową. Polewę możemy przygotować w bardzo prosty sposób, wystarczy, że rozpuścimy w garnku:
5 łyżek cukru
2 łyżki kakao
3,5 łyżki wody,
gdy składniki zaczną wrzeć dodajemy połowę kostki masła i podgrzewamy, aż masło się rozpuści.

Po zjedzeniu deseru trzeba wybrać się na wieczorny spacer :-), by spalić choć część kalorii, ale Dzień Dziecka jest tylko raz w roku.