czwartek, 30 sierpnia 2012

Chorwacja - Jeziora Plitwickie


Wreszcie się udało. Zatrzasnęliśmy klapę bagażnika bez większych trudność! Trzeba przyznać, że z roku na rok nasze pakowanie zaczyna przypominać dobrze zorganizowaną maszynerię. Każdy zna swoje zadania i świetnie je wypełnia. Coraz rzadziej muszę prowadzić dyskusje, dlaczego z dmuchanego delfina trzeba spuścić powietrze przed drogą. Dzieci same dokonują wyboru czy wziąć hulajnogę czy rolki, które gry z nami pojadą, czy jakie książki będą czytać. W tym roku nawet wszystkie ciuszki sami przygotowali i po drobnej dyskusji udało nam się dojść do porozumienia. Ruszyliśmy.

Przed nami zapowiadała się długa podróż, bowiem w tym roku postanowiliśmy zwiedzić Chorwację. Pierwszy nocleg zaplanowaliśmy na Słowenii, niedaleko Mariboru. Następnego dnia miała nas czekać nie lada przygoda - Jeziora Plitwickie. Bałam się, że tyle się o nich naczytaliśmy, że mogą nas rozczarować. Spodziewaliśmy się magicznej krainy, a dziś wyobrażenie bajkowego świata trochę się zmienia. Ale jak tylko stanęliśmy "na progu" oczarował nas widok.









Przez ponad sześć godzin spacerowaliśmy pomiędzy jeziorami, od czasu do czasu przysiadając na ławeczkach by pozwolić umysłowi zapamiętać te chwile. Jak szaleni pstrykaliśmy fotki, żeby choć kawałek tego świata zabrać do domu. Dzieci z lornetkami próbowały zgłębić tajniki wodospadów, bądź wyśledzić żabę "opalającą się" na pływających gałęziach.





Do Jezior prowadzą dwa wejścia, my wybraliśmy wejście numer 1 (wejście nr 2 znajduje się pośrodku tras i trzeba się cofać, jeśli wybierze się najdłuższą trasę). Na szczęście przy kasie nie musieliśmy decydować, którą trasą pójdziemy (koszt biletu jest niezależny od trasy) i po drodze decydowaliśmy czy idziemy dalej. Dzięki temu nie musieliśmy się spieszyć. Wejście nr 1 ma jeszcze tę zaletę, że wchodzi się do doliny z góry, dzięki czemu rozciąga się piękny widok na kilka jezior oraz na największy wodospad Veliki slap, mający 78 m. Kręta ścieżka sprowadza zwiedzających do turkusowych tafli wód. Z każdym krokiem zagłębialiśmy się w magiczny świat, zostawiając wszystkie troski i zmęczenie daleko za sobą. Wymarzony początek wakacji!

W Jeziorach Plitwickich nie można się kąpać, za to można popływać stateczkiem, albo wynająć sobie małe łódeczki. Co jakiś czas drewniane ławeczki zapraszają do odpoczynku i kontemplowania zadziwiających krajobrazów. Liczne wodospady, mniejsze i większe dodają uroku, a niewielkie groty skalne budzą respekt (synek próbował do nich zaglądać w poszukiwaniu niedźwiedzi, które podobno można tam spotkać, ale ugięte nóżki nie chciały go zbyt daleko prowadzić).





Mniej więcej w połowie i na końcu szlaku znajdują się restauracje i miejsca piknikowe. Kiedy przeszliśmy już całą trasę, posililiśmy się lodami  (od czego są wakacje) i postanowiliśmy cofnąć się i jeszcze raz przejść małe kółko wokół kilku jezior. Trudno nam było się pożegnać z tym miejscem. W końcu usatysfakcjonowani i pełni wrażeń pozwoliliśmy się zawieźć do wyjścia (drogę powrotną można pokonać autobusem).

czwartek, 2 sierpnia 2012

Tort Pawłowej


Nazwa tortu pochodzi od rosyjskiej primabaleriny Pawłowej. Ponoć bardzo lubiła leciutkie bezy przykryte puszystą śmietanką z dodatkiem sezonowych owoców. Kiedy patrzę na to ciasto kojarzy mi się z baletową sukienką sterczącą wokół bioder baletnicy.

Składniki potrzebne do przygotowania deseru:

6 białek
1 łyżeczka soku z cytryny
2,5 szklanki cukru pudru
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
1 płaska łyżeczka mąki ziemniaczanej


500 ml kremówki (30%)
2 łyżki cukru pudru
kubeczek malin i borówek


Ubić białka na sztywną pianę z cytryną, dodając po łyżce cukier puder. Pod koniec ubijania dodać wanilię i mąkę ziemniaczaną. Rozłożyć białka na blasze wyłożonej papierem i piec około godziny w temperaturze 150 st. C

Śmietankę z dodatkiem cukru ubić na sztywno. Wyłożyć na upieczoną bezę, przybrać owocami i rozkoszować się smakiem!