niedziela, 22 grudnia 2013

Ale Meksyk...

Przełom listopada i grudnia spędziliśmy w Meksyku. Kiedy w Polsce temperatura zaczęła spadać poniżej 5 st. C, a słońce na dobre zapomniało wschodzić, wyruszyliśmy na poszukiwanie ciepła i energii. I chyba dobrze trafiliśmy, bo co jak co, ale Meksyk to kraj, który rozpala, począwszy od tacos z pikantnymi salsami, poprzez słoneczne plaże Acapulco, skończywszy na nigdy niezasypiającym Mexico City.

Nasza przygoda zaczęła się w Mexico City - największym mieście świata, gdzie oficjalna liczba mieszkańców przekracza 20 milionów ludzi, a nieoficjalna 40 milionów!!! Tu wszystko jest możliwe: czteropasmowe ulice wiecznie zakorkowane, Mariachi w tradycyjnych strojach, pielgrzymka kowbojów na koniach, czy żołnierz z karabinem uśmiechający się do przechodniów.


Historię Meksyku można poznać podziwiając murale w Pałacu Prezydenckim.




W tym niezwykle zatłoczonym mieście można również znaleźć odrobinę zieleni.

Ale Mexico City to przede wszystkim ludzie!
Z Mexico City ruszyliśmy na północny wschód do Teotihuacan - miejsca, w którym ludzie stają się bogami. Indianie powiadali, że to właśnie w tym miejscu powstał świat, to tu rozdzieliło się światło od ciemności, powstało słońce i księżyc. A my postanowiliśmy podziwiać tę krainę z liczącej sobie 65 m wysokości Piramidy Słońca. 



Jadąc dalej dotarliśmy do pięknego miasta, położonego wysoko w górach - Taxco. To tu dawniej wydobywano srebro i do dziś z tym szlachetnym metalem miasto jest kojarzone. Mieszczą się tu setki sklepików oferujących ciekawe wyroby jubilerskie. Jedną z największych atrakcji jest jednak przejażdżka garbusami. Białe taksówki mkną wąskimi uliczkami niczym roller coaster.


 



W Taxco noc spędziliśmy w klasztorze...



Ostatnie dni wygrzewaliśmy się na plaży w Acapulco.


piątek, 8 listopada 2013

Creme de cassis

Oto mój sposób na jesienne deszcze, szarugę i zimno: Creme de cassis. Jeszcze w lipcu Mężuś zaczął przygotowywać ten smakołyk. Zamknął w buteleczce dojrzewające w słońcu czarne porzeczki, przyprawił odrobiną wysokoprocentowego alkoholu, przełamał cierpkość cukrem... 

Konsystencja, zapach i smak likieru, wywołuje uśmiech nawet w najbardziej pochmurny dzień.

wtorek, 22 października 2013

Poranna mgła

 

Poranna mgła zapierała dech. Nie mogłam się oprzeć i musiałam zrobić zdjęcia... Mrocznie czy przytulnie? Jednym mgła kojarzy się z ciepłym, otulającym bezpiecznie kokonem, innym z błądzącym złoczyńcą czającym się za rogiem. A do Was mgła to zaproszenie na poranny spacer czy wymówka do pozostania w łóżku?

poniedziałek, 21 października 2013

Pancakes - naleśniki amerykańskie







 Uwielbiam powolny niedzielny rozruch. Szuranie kapciami, zapach kawy i wspólne przygotowywanie śniadania. Celebracja posiłku, bez pośpiechu, za to ze szczególną dbałością o smak i estetykę podania. Wówczas nie może zabraknąć na naszym stole jajek w najróżniejszych postaciach. Zazwyczaj smażymy omleta lub jajecznicę, czasem wybieramy tosty francuskie. A tej niedzieli wybraliśmy pancakesy. A co Wy jadacie na niedzielne śniadania?

Do przygotowania amerykańskich naleśników potrzebujemy:

  • kubek mąki
  • 2 łyżki cukru
  • 1 łyżeczkę proszku do pieczenia
  • pół łyżeczki sody oczyszczonej
  • pół łyżeczki soli
  • 2 jajka
  • pół kubka jogurtu naturalnego
  • pół kubka wody
  • 2 łyżki masła


Masło rozpuszczamy, jajka delikatnie ubijamy. Do dużej miski wsypujemy mąkę, cukier, proszek, sodę, sól i wszystkie składniki mieszamy. Po czym dolewamy jogurt, wodę, lekko ubite jajka oraz rozpuszczone masło i ponownie dokładnie mieszamy. Przygotowane ciasto odstawiamy na kilkanaście minut. Pancakesy smażymy na suchej patelni.


Najlepiej podawać je z malinami, borówkami, syropem klonowym. My tym razem wybraliśmy wersję z bitą śmietaną, borówkami i granatem, lekko skropione syropem klonowym. Pycha!

piątek, 18 października 2013

Bakłażan z mozzarellą i pomidorami


Czy kuszą Was czasem warzywa ułożone w równe, pachnące stosiki? Dla mnie wizyta na targu zawsze kończy się tak samo: pomimo obietnic, że nie kupię nic spoza listy, i tak wychodzę obładowana jak wielbłąd, a wypakowując zdobycze z kosza zastanawiam się, kogo musimy zaprosić, żeby tyle jedzenia się nie zmarnowało.Ostatnio nie mogłam się oprzeć błyszczącej fioletowej skórce bakłażana. Po prostu musiałam ją wziąć ze sobą do domu, choć zupełnie nie wiedziałam, co z tego warzywa przygotuję. Na szczęście wieczorem wpadło trochę osób i bakłażan zapieczony z pomidorami i mozzarellą zniknął, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nawet nie zdążyłam zrobić zdjęcia potrawy po wyciągnięciu z piekarnika. Zapach pomidorów, czosnku, cebulki i ziół prowansalskich rozchodził się po całym domu i zapraszał gości do stołu...

Aby przygotować taką potrawę potrzebujemy:

  • bakłażan średniej wielkości
  • puszka pomidorów (400 g)
  • cebula
  • 3 ząbki czosnku
  • zioła prowansalskie
  • sól, pieprz
  • szczypta cukru
  • oliwa z oliwek
  • mozzarella (250 g)


Bakłażana myjemy i kroimy na półcentymetrowe plasterki. Każdy solimy z dwóch stron i odstawiamy na 20 minut, by pozbyć się goryczy. 


Przygotowujemy sos pomidorowy. Na oliwie szklimy drobno pokrojoną cebulkę, dodajemy wyciśnięte ząbki czosnku i pomidory. Przyprawiamy solą, cukrem, pieprzem, ziołami prowansalskimi i dusimy około 20 minut.


Mozzarellę kroimy na plasterki.


Bakłażana obsmażamy na patelni grillowej, dodając odrobinę oliwy.


W naczyniu do zapiekania rozprowadzamy oliwę za pomocą pędzelka, po czym układamy wieżyczki z bakłażana, mozzarelli i sosu pomidorowego. Na wierzchu powinna być mozzarella i pomidory. Całość zapiekamy w temperaturze 180 st. C przez ok 10 min. (by ser się rozpuścił).

Smacznego!

czwartek, 17 października 2013

Krokiety z mięsem mielonym




Każdy z nas ma różne wspomnienia z dzieciństwa i różne smaki im towarzyszące. Moje najczęściej kojarzą się z kuchnią babci. 

Jednym z nich są krokiety przygotowywane z ciasta naleśnikowego z nadzieniem z gotowanego w rosole mięsa, obtoczone w jajku i bułce tartej - aż ślinka cieknie.


     Składniki:

Naleśniki:
  • 3 jajka
  • 400 ml mleka
  • 100 ml wody
  • mąka 
  • 2 łyżki cukru
  • sól
  • olej z pestek winogron 

Farsz:

  • 400 g gotowanego mięsa (najlepiej z rosołu - mieszane drobiowo - wołowe)
  • jajko
  • cebula
  • majeranek
  • sól, pieprz
  • olej z pestek winogron


Przygotowujemy ciasto naleśnikowe (najlepiej w mikserze kielichowym (czyli tym do koktajli), dzięki temu po wymieszaniu składników bardzo łatwo będzie nam wylewać ciasto na patelnię). Najpierw miksujemy jajka z mlekiem i wodą, po czym dodajemy sól, cukier i tyle mąki, by otrzymać mieszaninę o konsystencji niezbyt gęstej śmietany. Przygotowane ciasto odstawiamy na 30 minut. Po czym smażymy na patelni z odrobiną oleju z pestek winogron (to bardzo zdrowy olej i na dodatek bezsmakowy i bezzapachowy).



Mięso dokładnie mielimy i przyprawiamy (nie bójmy się użyć sporej ilości przypraw, dzięki temu nasze krokiety nie będą mdłe). Cebulę podsmażamy na oleju z pestek winogron, po czym dodajemy do niej zmielone mięso i razem krótko przesmażamy. Na koniec dodajemy roztrzepane jajko i wszystko mieszamy.

Farsz równomiernie rozkładamy na naleśnikach (niezbyt grubą warstwę), zostawiając wolne brzegi. Boki składamy do siebie, po czym całość ciasno rolujemy, obtaczamy w jajku i bułce tartej i smażymy. Świetnym dodatkiem do krokietów jest zielona sałata z sosem winegret.


Smacznego! 

poniedziałek, 30 września 2013

Berlin weekendowo

Wybraliśmy się z dziećmi na wycieczkę do Berlina. W cztery dni udało nam się trochę pozwiedzać, jak również poczuć klimat miasta. Jedną z większych atrakcji okazało się podróżowanie metrem. Poza tym całodniowa wizyta w Zoo, zabawa w Muzeum Madame Tussauds czy lekcja historii starożytnej w Muzeum Pergamonu... .Z radością patrzyłam jak nasze dzieci przechodziły pod Bramą Brandenburską nie zastanawiając się, że czynią kroki bardzo szczególne. Mur berliński owszem podziwiali, jako element dekoracji, ale chyba za bardzo nie byli sobie wstanie wyobrazić, co on oznaczał. Dla nich II połowa XX wieku mieści się w tym samym worku z napisem historia, co Królestwo Pergamonu. Może i dobrze...


Berlińskie Zoo, umieszczone w centrum miasta, to jeden z ogrodów o największej liczbie gatunków zwierząt na świecie. Znajduje się tu prawie 14.000 zwierząt z 1.500 różnych gatunków. 


Myślę, że najciekawsze lekcje historii mogą odbywać się podczas podróży. Tu w berlińskim Muzeum Pergamonu z zaciekawieniem słuchaliśmy opowieści o starożytnym świecie i podziwialiśmy zapierające dech budowle.


Niesamowitą frajdę mieliśmy w Muzeum Madame Tussauds - muzeum figur woskowych, próbując rozpoznać wszystkie znane twarze. Dla dzieci oczywiście najciekawsze były postacie współczesnych aktorów i piosenkarzy, choć również z radością fotografowali się m.in. z Einsteinem.

poniedziałek, 16 września 2013

Turcja

 
W tym roku wybraliśmy się na rodzinne wakacje do Turcji. Początkowo dla dzieci największą atrakcją było położenie tego kraju, czyli zmiana kontynentu. Do tej pory nie wyjeżdżali poza granice Europy, więc Azja brzmiała dla nich bardzo egzotycznie. Do tego obietnica pływania z delfinami, możliwość spotkania żółwi na plaży, czy wyprawa do bawełnianego zamku... nic tylko przepis na wymarzone wakacje. I rzeczywiście Turcja nas nie rozczarowała, wręcz przeciwnie okazała się krajem świetnie przygotowanym dla turystów, ze szczególnym uwzględnieniem tych najmłodszych.

Po kilku dniach wylegiwania się na plaży postanowiliśmy trochę pozwiedzać. Naszą pierwszą wycieczką była dwudniowa wyprawa do Kapadocji. Choć wcześniej czytaliśmy, że to niezwykła "księżycowa" kraina, uformowana z tufowych skał nie byliśmy przygotowani na takie obrazy. Zdjęcia nie są wstanie oddać tych widoków, ale może trochę zachęcą :-) do samodzielnego wybranie się w tamte strony.








Kolejna wycieczka miała nas również mile zaskoczyć. Wybraliśmy się bowiem do Pamukkale - Bawełnianego zamku. Od około 14 tysiecy lat z gorących źródeł wypływa woda, bogata w związki wapnia i dwutlenku węgla. Wapienne osady, wykorzystując pofałdowanie terenu, tworzą na zboczu góry Cokelez progi, baseny i tarasy, po których nieprzerwanie spływa woda termalna. Do tego niezwykłego parku można nie tylko wejść (na bosaka), ale również kąpać się w "uzdrawiającej" wodzie i obkładać leczniczym błotkiem. Właściwości owych wód znane już były 4 tysiące lat temu. To właśnie tu powstało starożytne miasto - uzdrowisko Hierapolis, którego pozostałości, wraz z doskonale zachowanym rzymskim teatrem, mogliśmy podziwiać.


Zwiedzanie, zwiedzaniem, ale i tak dla dzieci największą atrakcją okazała się wizyta w Seapark - Sealanya. Wodnych parków rozrywki jest cała masa i w niejednym już miło spędziliśmy czas, ale ten turecki okazał się całkiem inny. Tu nie postawiono na zjeżdżalnie pnące się pod niebo, ale na nurkowanie (wraz z biletami odwiedzający otrzymują maski i rurki, my jednak wzięliśmy swój sprzęt, wraz z płetwami). Złocisty piasek okala liczne baseny, w których można nurkować podziwiając czy starożytne zatopione miasto, czy świat bajowy. A do tego tysiące kolorowych rybek swobodnie przepływających tuż przed naszymi oczami. Także tutaj można (po wykupieniu dodatkowej opcji) pływać w basenie z delfinem. Całusy od tego wielkiego ssaka i pływanie na jego brzuchu z pewnością pozostaną w pamięci naszych dzieciaków na bardzo długo. Ale to nie koniec atrakcji, nasze nieustraszone pociechy również miały możliwość pływać w basenie z płaszczkami i zanurkować w klatce w basenie z rekinami!!!


Jakby tego wszystkiego było mało, byliśmy także świadkami narodzin morskich żółwi Karetta karetta. Podczas wieczornego spaceru po plaży zauważyliśmy zbiegowisko ludzi. Gdy podeszliśmy do niego oczom naszym ukazały się maleńkie żółwiki, które niezdarnie wykluwały się z jaj i próbowały pokonać całą szerokość plaży, by dostać się do morza. Wszyscy ustawiliśmy się wzdłuż ich drogi i z podziwem obserwowaliśmy ten cud natury.






sobota, 27 lipca 2013

Konfitura morelowa



Morela uprawiana jest w Chinach od 4000 lat. Ma bardzo dużo witaminy C oraz żelaza. A do tego przecudny kolor, zapach i smak, który w tym roku postanowiłam zamknąć na zimę w słoiczkach (jeśli słoiczki dotrwają do zimy). Konfiturę przygotowałam z nierafinowanego, złocisto-brązowego cukru trzcinowego, wanilii, szczypty cynamonu i imbiru. Starałam się, by nutka egzotycznego aromatu była wyczuwalna, ale nie zabijała smaku owocu.

Składniki, potrzebne do przygotowania konfitury:
  • 1 kg moreli
  • cukier żelujący trzcinowy (ilość zgodna z opisem na opakowaniu)
  • łyżeczka ekstraktu z wanilii
  • pół łyżeczki imbiru
  • pół łyżeczki cynamonu

Morele przeciąć na pół, wyciągnąć pestkę i pokroić na drobne cząsteczki. Włożyć do garnka o grubym dnie, zasypać cukrem, wanilią, imbirem i cynamonem i zostawić na noc w lodówce. 

Następnego dnia, gdy owoce puszczą sok, zagotować je i trzymać na małym ogniu przez 4 minuty, mieszając, by nie przywarły do dna. Napełnić rzadką konfiturą wysterylizowane słoiczki (konfitura stężeje po ostygnięciu) i zakręcić "na spirytus" (kilka kropli spirytusu wylać na zakrętkę, podpalić i szybko zamknąć słoiczek).



Smacznego!