czwartek, 27 listopada 2014

Cuba


Niedawno wróciliśmy z Cuby. Kolejny raz odbyliśmy podróż do Ameryki Środkowej, po Wenezueli i Meksyku przyszła pora na komunistyczną wyspę. Nadal trudno nam ocenić te wakacje. Z jednej strony to niesamowita przygoda, z drugiej pewne rozczarowanie. Trudno nie zachwycić się kubańską roślinnością, szczególnie, że byliśmy w porze deszczowej i zieleń wręcz buchała. Ulice Hawany onieśmielają kolonialną zabudową i wołają o pomoc. Tu wszystko się wali, niszczy i pleśnieje. Uśmiechnięci i wydawałoby się bardzo sympatyczni Kubańczycy na każdym kroku nachalnie wołają o napiwek. Trudno się im zresztą dziwić, inaczej nie mieliby z czego żyć.

Hawanę zwiedzaliśmy przemieszczając się "Coco - taxi", gdzie miła Kubanka, nie przejmując się, że nie znamy hiszpańskiego, żywo gestykulując, pokazywała nam co ważniejsze zabytki.






Sklepy nie zachęcały nas do zakupów.


Cuba to także zabytkowe samochody.
Po Hawanie pojechaliśmy do Varadero, by wygrzać się trochę na piaszczystej plaży.


Największą przygodę przeżyliśmy podczas wyprawy katamaranem na spotkanie z delfinami. Udało nam się nie tylko podotykać te zwierzęta, ale również popływać z nimi. Emocje sięgnęły wówczas zenitu. Potem, by trochę ochłonąć dopłynęliśmy do niewielkiej wyspy, by poleniuchować pod palmami i skosztować homarów.


poniedziałek, 22 września 2014

San Gimignano i Volterra


Wakacje dobiegały końca. Wybraliśmy się na ostatnią wycieczkę do miasteczka San Gimignano i do Volterry. Pierwsza miejscowość okazała się wisienką na torcie, nawet Córcia, która ostatnio jest bardzo wymagającym podróżnikiem, kilkakrotnie podkreślała, że to najładniejsze miasteczko, które odwiedziliśmy. Już z daleka mogliśmy podziwiać kamienne wieże, dumnie wznoszące się nad toskańskimi polami. Średniowieczny Manhattan rozbudza wyobraźnię turystów. Stare kamienie pamiętają historie sprzed wieków...



Do Volterry dotarliśmy popołudniu. Trochę zmęczeni wspinaliśmy się po stromych schodach, by wreszcie dotrzeć na szczyt i zobaczyć zamek Medyceuszy, w którym obecnie znajduje się... więzienie. Miasto słynie "nie tylko" z wampirów (dzięki książce Saga Zmierzch), ale także z alabastru. W prawie każdym sklepiku można kupić wyroby w tego kamienia. Volterra jest jakby trochę senna, pomimo licznych turystów mieszkańcom, chyba nadal udaje się żyć swoim rytmem. Wystarczy zboczyć z głównej uliczki, by na chwilę przenieść się do świata, gdzie czas płynie inaczej. 


czwartek, 18 września 2014

Florencja

Czy wypada napisać, że Florencja mnie rozczarowała? Zamiast obcowania ze sztuką, przez duże Sz, spotkaliśmy tłumy ludzi, brud, pośpiech... A może to tylko pierwsze wrażenie, może Florencja potrzebuje czasu, by się w niej odnaleźć? Może trzeba dać jej drugą, trzecią i kolejną szansę? Chodź przyznać muszę, że katedra mnie powaliła. Skupiając się na lizaniu lodów, podniosłam na chwilę wzrok i osłupiałam. Z ciemnej uliczki wyszliśmy wprost na mieniącą się w słońcu budowlę. Jej kolory, precyzja zdobień, dbałość o szczegóły, ogromne bogactwo a przy tym niesamowity smak przyprawiają o zawrót głowy. Na pewno dlatego widoku było warto odwiedzić Florencję.


poniedziałek, 15 września 2014

Lukka, Piza


Na kolejną wycieczkę czekaliśmy z radością, bowiem wybieraliśmy się do Pizy. Bilety na słynną krzywą wierzę zarezerwowaliśmy już w Polsce przez internet, dzięki czemu nie obawialiśmy się gigantycznych kolejek. Po drodze postanowiliśmy zajrzeć do Lukki - rodzinnego miasta Pucciniego. Muszę przyznać, że miasto zrobiło na nas wrażenie już od pierwszej chwili. Starówkę otaczają mury z XVI - XVII wieku, po których dziś można spacerować czy nawet jeździć rowerem. Na murach rosną drzewa, dając przyjemny cień spacerowiczom. Z kolei wewnątrz murów wita nas stare miasto, z którego bucha spokój. Może dlatego, że nie ma tu zbyt wielu turystów, wszyscy spacerują w zwolnionym tempie. Obszerne place, zacienione drzewami zapraszają do odpoczynku, a wąskie uliczki rozbudzają wyobraźnię. Jak tu musi się ciekawie mieszkać? Klucząc między zadbanymi kamienicami dotarliśmy do Pizza Anfiteatro - okrągłego placu, który powstał w miejscu dawnego amfiteatru rzymskiego. Dookoła placu wznoszą się domy mieszkalne, a gdzie nie gdzie między oknami przebijają się ślady rzymskiej budowli. W miejscu, gdzie dawniej była arena, rozgościły się kawiarenki i pizzerie. 


Z Lukki pojechaliśmy do Pizy, gdzie po kilkunastu minutach krążenia udało nam się zaparkować i "przedzierając się" przez tłum ludzi dotarliśmy do bramy miasta, za którą ukazała nam się i krzywa wieża i imponująca katedra. Chyba z lepszej strony nie mogliśmy wejść na Campo dei Miracoli. Dzieci od razu zaczęły pozować do zdjęć z wyciągniętymi rękoma (niby podtrzymywanie upadającej wieży :-), co zresztą robili prawie wszyscy turyści. Ponieważ mieliśmy jeszcze trochę czasu przed wspinaczką postanowiliśmy najpierw coś zjeść a potem udać się do katedry. Wreszcie przyszedł upragniony moment i po 294 wydeptanych schodach weszliśmy na szczyt krzywej wieży. Całą drogę musieliśmy podtrzymywać się ścian, bo nasz błędnik trochę głupiał. Na szczycie nogi lekko mi mrowiły, szczególnie patrząc na Synusia, który sobie podskakiwał. 


wtorek, 9 września 2014

Colle di Val d'Elsa, Monteriggioni oraz Siena


Podczas kolejnej wycieczki odwiedziliśmy miejscowość Colle di Val d'Elsa, stary garnizon wojskowy Monteriggioni, by na końcu udać się na podbój Sieny. Pierwsze miasteczko, którego nazwy, pomimo licznych starań, nie udało nam się zapamiętać okazało się bardzo spokojnym przystankiem wśród starych murów. Tym co wyróżnia to miejsce jest położenie na dwóch poziomach: nowoczesna część na dole i średniowieczna rozciągająca się na grani. Spacerując uliczkami co chwilę przystawaliśmy, by podziwiać rozciągające się w dole widoki. Miasto dodatkowo słynie z wyrobu kryształu.
Drugi przystanek czekał na nas kilkanaście kilometrów dalej w Monteriggioni - twierdzy z 14 wieżami obronnymi wybudowanej na początku XIII wieku. Już z daleka podziwialiśmy budowle wzniesioną przez władców Sieny, chcących obronić się przed Florencją. Znów czekały na nas stare mury, wąskie uliczki i okazałe wieże. Jednak największą atrakcją dla dzieci była pizza calzone na słodko z serkiem mascarpone i nutellą :-)
Popołudnie i wieczór spędziliśmy w Sienie, w której panowała niesamowita atmosfera, bowiem sieneńczycy przygotowywali się do Palio - słynnego festynu, sięgającego korzeniami do czasów średniowiecznych. Trafiliśmy w sam środek barwnych parad, gdzie poprzebierani uczestnicy śpiewali, grali i świetnie się bawili. Energia miasta udzieliła się nam i pomimo zmęczenia podziwialiśmy, jak można być radosnym. Oczywiście Synuś zapragną przyłączyć się do jednego z rywalizujących klanów i chociaż zawiesić sobie na szyi kolorową chustę.