piątek, 14 września 2012

Szybenik, Split, Trogir


Wreszcie dotarliśmy nad morze. Pewnie dla niektórych zdjęcia zachodów słońca są kiczowate i oklepane, ale jakoś nie mogliśmy się powstrzymać. Kolejną noc mieliśmy spędzić w starej kamienicy, która w rodzinie obecnych właścicieli jest od 300 lat! Sympatyczny pan poprosił nas byśmy tylko nie wychodzili na balkon, bo nie jest pewny jego stanu. Dom nas oczarował, wąskie schody, kamienne ściany, piec kaflowy, no i sznury do wywieszania prania pod oknami. Od razu wraz z dziećmi wywiesiliśmy na nich nasze ręczniki i poczuliśmy się jak prawdziwi mieszkańcy Szybenika.



Bardzo podobał nam się Szybenik z tymi jasnymi, kamiennymi starymi zabudowaniami, wyślizganymi lśniącymi w słońcu chodnikami i ogródeczkami na malutkich skrawkach ziemi.

  

Kolejnym punktem naszej wycieczki miało być szczególne miasto, bowiem zbudowane wewnątrz pałacu rzymskiego cesarza Djoklecjana - Split. Niestety rozczarowało nas, może przez panujący tam bałagan, natłok ludzi, brud... Tylko dzieci poczuły nutkę historii widząc spacerujących Rzymian (chyba kręcono jakąś reklamówkę).


Z kolei Trogir, niewielkie miasteczko, niemal przyklejone do Splitu okazał się bardzo sympatycznym miejscem. Szeroki bulwar z kołyszącymi się na wietrze masztami i palmami, znów wyślizgane, błyszczące marmurowe płyty chodnikowe, urokliwe kawiarenki... Dzieci zachwyciły mini katarynki i przy każdym sklepiku zatrzymywały się, by wzajemnie odpytywać się z wygrywanych utworów. Przeszła mi myśl, że gdybyśmy kupili wszystkie katarynki to pewnie przez kilka dni mielibyśmy dzieci z głowy, ale po pierwsze, przecież człowiek nie jedzie z dziećmi na wakacje po to, by je mieć z głowy, a po drugi moglibyśmy już na całe życie znienawidzić "Odę do radości", albo "Dla Elizy"...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz