Oj coś ostatnio nie mogę się zmobilizować, by utrwalać kolejne mijające dni na blogu. Czas biegnie, jak oszalały, jedno wydarzenie goni drugie, a ja staram się za wszystkim nadążyć. Ale wreszcie znalazłam chwilkę na wrzucenie paru wiosennych wspomnień. Patrząc teraz za okno, aż trudno uwierzyć, że kilka dni temu świeciło słońce, kwitły tulipany i magnolia, a my na rowerach jeździliśmy po lesie. Dziś deszczowo, pochmurno, wietrznie...
Przed chwilą pochowałam wielkanocne dekoracje do kartonu, który upchnęłam głęboko w garażu. Uwielbiam rozstawiać po domu te wszystkie świąteczne dekoracje, ale również bardzo lubię, kiedy chowam je i po pokojach nie skaczą zające, a z każdego narożnika nie zwisają jajka :-) W tym roku i tak udało nam się nie przesadzić i raczej tylko mieliśmy kilka świątecznych akcentów. Jak choćby prosty wieniec z zielonymi, aksamitnymi jajkami i różowymi motylkami wyciętymi z filcu.
Nie mogło oczywiście zabraknąć baziek, na których zawiesiliśmy jajka.
Na lampę wskoczył zając i przeglądał się w szklanym jajku...
Struś zostawił u nas trochę swych białych piór, które miękko otulały włóczkowe jajka (sposób na zrobienie włóczkowych jajek znajdziecie tutaj).
A na stole, jak co roku, babki, mazurki, rzeżucha, jajka... Pomimo, że obiecaliśmy sobie, że w tym roku się nie objemy, nie udało nam się :-(
Cóż nie pozostało nam nic innego, jak zabrać się za bieganie, by zrzucić tych parę kilo, które przez święta przybyły i za Chiny nie chcą nas zostawić. Jak tylko za oknem znów zobaczę słońce ruszam do lasu!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz