wtorek, 19 marca 2013

Kartonowy domek



Czasem jak patrzę na swoje dzieci przypomina mi się powiedzenie mojego taty (kiedy to on patrzył na mnie i mojego brata), że „kochamy się jak dwa psy łańcuchowe”. Chyba codziennie muszę występować w roli mniej lub bardziej bezstronnego arbitra i godzić zwaśnione strony.  Zastanawiam się wówczas, czy rodzeństwo to na pewno taki dobry pomysł. Ale wystarczy jedno niedzielne przedpołudnie i wiem, że nie ma nic lepszego niż brat czy siostra.
Kupiliśmy fotel (mamy przynajmniej kolejny powód do walk, miejsce na kanapie, o które tłukli się do niedawna przestało być zupełnie atrakcyjne). Największą zaletą fotela okazała się wcale nie wygodna, ale jego opakowanie – duży karton. Nasze dwa odchowane już prawie dzieciaczki (9 i 12 lat) przez kilka godzin bawiły się tym kartonowym cackiem. Najpierw zamykali się w nim wzajemnie, potem chowali się w nim i wołali zdezorientowanego psa, aż w końcu wpadli na pomysł budowy domku.
Głównym architektem i wykonawcą została Córcia (wiek daje pewne przywileje), a Synuś był pomocnikiem (i o dziwo bardzo mu się to podobało. Być może nasza Córcia zaczyna przejawiać zdolności dyplomatyczne, bowiem od początku zakomunikowała, że robi domek dla braciszka więc Synusiowi nie przeszkadzała fucha „podaj, przynieś, pozamiataj”). Ze zgrozą patrzyłam na ostre noże, którymi wycinano drzwi i okna, ale nikt niczego sobie nie uciął. Taśmą klejącą również nie zaklejali sobie ust, tylko wykorzystywali ją jako super budulec.  
Dobrze jest czasem sobie kupić fotel…  

2 komentarze: