Jakiś czas temu nasza Córeczka postanowiła zostać harcerką. A jak nasza
Córeczka coś postanowi, to tak musi być. I dobrze, dziewczyna wie do czego dąży
i ciągle uczy mamę, że to jej życie i jej decyzje. Zresztą akurat jeśli chodzi
o harcerstwo to zaimponował mi ten pomysł. Ciężko mi się patrzy na dzieci,
które nie wystawiają nosa zza komputera, a jadąc na wakacje pytają, ile
gwiazdek będzie miał hotel.
Ania zapisała się do harcerstwa, co tydzień zawożę ją na zbiórkę (w sumie
powinnam powiedzieć, że zapisałyśmy się obie do harcerstwa, tylko, że ja nie
mam munduru i nie mogę wchodzić do harcówki, ale na zbiórki co tydzień jeżdżę).
Kupiłyśmy mundur – to był chyba nasz pierwszy wypad do sklepu, gdzie nasze
gusta nie musiały toczyć bardziej lub mniej kulturalnej wojny. Zgodnie z
wytycznymi druhny nabyłyśmy wszystkie akcesoria i nie dyskutowałyśmy czy krój odpowiedni,
czy kolor dobry i czy materiał miękki (Anusię potrafią „gryźć”
najdelikatniejsze skarpetki). A teraz przygotowujemy się do 3-tygoniowego obozu
w lesie, bez prądu, z wodą w jeziorze, pod namiotami…
Nasza mała (jedenastoletnia) Córunia pojedzie sama (z drużyną) pociągiem, a
potem z plecakiem wypakowanym po brzegi będzie szła 4 kilometry, by rozbić
namiot, „zbudować” sobie pryczę i dobrze się bawić. By ulżyć w wakacyjnych
trudach naszej pociechy kupiliśmy superlekki plecak z odpowiednim podparciem biodrowym,
oddychającymi plecami i nie wiadomo czym jeszcze. Mam nadzieję, że zdążymy
instrukcję obsługi plecaka przeczytać i ją zrozumieć przed wyjazdem dzieciątka
(mamy już niecały miesiąc!). Trochę czasu nam zajął wybór cieplutkiego śpiwora.
Pan sprzedawca w sklepie chyba wyczuł, że nasza Córka wybiera się na walkę z
polarnymi mrozami i będzie się wspinać co najmniej na Mont Blanc. I dzięki temu
mamy ultra lekki i mega cieplutki (jeśli okaże się, że lipcowe lasy są gorące
to można go oczywiście rozpiąć), w dodatku zielony (na dziś ulubiony kolor
Anusi) śpiworek. A śpiworek ma jeszcze specjalną uprzęż, więc na pewno nie
będzie brykał przytwierdzony bezpiecznie do plecaka. Nie próbowałam powstrzymać
męża, kiedy wybierał dmuchaną, mięciutką poduszeczkę dla swojego skarba,
wolałam się skupić na wzornictwie menażek, kubeczków, niezbędnika…
Na większą próbę moja cierpliwość została wystawiona podczas wyboru latarki
– czołówki. Mąż bowiem zamienił się na chwilę w kilkuletniego chłopca
szykującego się na nadejście wiecznej nocy i z miną zadumaną badał tajniki
latarek. Postanowiłam w między czasie poszukać innych niezbędnych akcesoriów
potrzebnych podczas spotkania z naturą. Po pół godzinie wróciłam do regału z
latarkami, ale decyzja nadal nie była podjęta. Przecież Lubuskie lasy są znane
z nocy polarnych. W końcu dokonaliśmy kolejnego trudnego wyboru.
Przymierzyliśmy córeczce, czy dobrze trzyma się na głowie i patrzyliśmy z dumą,
jak przegląda się w lusterku nasz mały górnik.
Wreszcie udało nam się opuścić sklep, kiedy po raz trzeci cierpliwa pani
poinformowała przez magafon, że na dziś koniec zakupów. Zapakowaliśmy się do
samochodu i zaczęliśmy rozmawiać o nadchodzących wakacjach. Nagle Ania
zapytała, czy pociąg, którym będą jechać na obóz to taki z łóżkami. Kiedy się
dowiedziała, że nie mina jej trochę zrzedła, ale szybko się rozweseliła
stwierdzając: „a czyli to będzie taki osobowy, jak w Harrym Potterze, ciekawe
jaki będzie ten magiczny wózko - sklepik ze słodyczami”.
Nasza córeczka raczej nie zmarznie na obozie, kręgosłupa sobie nie
nadwyręży niosąc ciężki plecak, egipskie ciemności nie powinny być dla niej
przeszkodą, tylko nie wiem czy PKP sprosta jej oczekiwaniom.
Rewelacja! Chciałaby być na tym peronie w czapce niewidce, wsiaść do pociągu i ukryć się w tym ciemnym lesie, zawsze gotowa do przytulenia /to tak w razie potrzeby!/
OdpowiedzUsuń