piątek, 5 września 2014

Toskania

 Na te wakacje czekaliśmy ładnych kilka lat. Kiedy dzieci były jeszcze małe, mój brat odwiedził ten region Włoch i pokazując sielankowe zdjęcia rozpalił iskierkę, która tliła się i czekała aż dzieci podrosną, by razem z nami czerpać radość z toskańskich uroków. Warto było! Przez dwa tygodnie leniwie snuliśmy się po zboczach wzgórz, podziwialiśmy kamienne mury, strzeliste cyprysy, smakowaliśmy wino i oliwę, troszkę lodów... Wróciliśmy wypoczęci, spokojniejsi i jacyś tacy bardziej radośni.

Zanim jednak dotarliśmy do Toskanii, odwiedziliśmy park rozrywki Mirabilandię. Nasze głowy zresetowały się na licznych karuzelach i rollercoasterach. Tatuś odpadł po pierwszej przejażdżce na
Katunie - najdłuższym odwróconym rollercoasterze w Europie. Ja z trudem starałam się dotrzymać tempa dzieciom kręcącym się na filiżankach i fruwającym na dinozaurach. Chwilę oddechu złapaliśmy podziwiając widoki z Diabelskiego Koła (90m wysokości), czy przyjemnie chłodząc się podczas "rejsu" po Rio Bravo. Na szczęście Synuś bawił się na każdej karuzeli, dzięki czemu udało nam się także przejechać na dwupiętrowej tradycyjnej z misternie rzeźbionymi konikami, karocami ;-)


Agroturystykę w Toskanii znaleźliśmy dzięki pani Annie Goławskiej, autorce przewodnika "Toskania i Umbria. Przewodnik subiektywny". XVI-wieczny dom z kamienia położony na wzgórzu, wśród gajów oliwnych i winnic od razu podbił nasze serca. Sympatyczny właściciel gospodarstwa Michele, zawsze uśmiechnięty i skory do rozmowy dostarczał nam pyszne wino i oliwę, a jego narzeczona poczęstowała nas zrobionym własnoręcznie tiramisu. Pycha! Mama Michele, do dziś nie wiemy czy Helena czy Elena, zagadywała nas po włosku i zupełnie jej nie przeszkadzało, że nie rozumiemy ani słowa. A że mówiła tak śpiewnie z chęcią zatrzymywaliśmy się na te pogawędki. Życie tam płynie w innym rytmie, nikt się nie spieszy, małe espresso pije się przez pół godziny, a nie łyka na raz. Dni mijały nam na czytaniu, kąpaniu się w basenie, grach z dziećmi, spacerowaniu, czy po prostu patrzeniu na uspakajające widoki.







 
 Czasem opuszczaliśmy sielską agroturystykę i zwiedzaliśmy okoliczne miasteczka. Byliśmy w Vinci, Pizzie, Florencji, Luce, San Gimignano i Pistoi. Fotki z wycieczek zamieszczę niebawem :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz