poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Omlet kontra jajecznica



Jednym z naszych rytuałów rodzinnych jest niedzielne śniadanie. Szykujemy je powolnie, w piżamach, delektując się brakiem pośpiechu. Jednej niedzieli przygotowujemy jajecznicę, drugiej omlet. Dzieci na zmianę rozbijają jajka (teraz są już tak wprawione, że prawie wszystkie lądują w misce), nakrywają do stołu, kroją ogórki, szczypiorek (pomidory zostawiam dla siebie)... I wszystko byłoby sielsko, gdyby nie wybór między jajecznicą a omletem...


Oczywiście każdy wybrał sobie jedno ulubione danie: córcia - jajecznicę, synek - omlet. Już od rana dyskutują, co dziś pojawi się na stole. Zazwyczaj pilnie przestrzegamy reguły "w jednym tygodniu jedno, w drugim drugie", ale czasem się nie da i wtedy się zaczyna...

Wybierając między omletem a jajecznicą czuję się, jakbym wybierała po czyjej stronie stanę w walce na śmierć i życie, kogo zepchnę ze skały, a komu podam rękę, kogo bardziej kocham. Omlet kontra jajecznica. Wybór między dobrem a złem, wybór od którego będzie zależało całe nasze życie. Komu sprawić przykrość, a komu pozwolić się czuć jak wybranek.

W najbliższą niedzielę postanowiłam rozwiązać problem. Już widzę ich miny kiedy na stole pojawią się jajka po wiedeńsku. Chyba, że to stanie się ulubioną potrawą męża... A może kupię parówki.
 




1 komentarz:

  1. jak twoja rodzina radzi sobie z nadwagą przy takich smakołykach?

    OdpowiedzUsuń